Solidnie pchnąłeś dębową fakturę
drzwi, wpadając do głębi budynku zwanego twoim domem. Miałeś wrażenie, że się
dusisz, że to wszystko cię przerasta i przygniata do podłoża, nie pozwalając ci
zaczerpnąć oddechu. Przytłaczały cię
minione godziny i perspektywa najbliższych. Szarpnąłeś ciałem w prawo, omijając
sylwetkę rodzicielki, która z rozwartymi ramionami oczekiwała twojego
przybycia. Nie wybrałeś jej numeru ze spisu kontaktów tuż po selekcji ani w
najbliższych godzinach po jej miejscu. Ojcu także nie miałeś zamiaru wychrypieć
przez telefon złych wieści. Oni doskonale zdawali sobie sprawę z tego co się
dzieje za pomocą otaczających ich mediów, które huczały o sensacyjnym wyborze
selekcjonera reprezentacji Polski siatkarzy. Spojrzałeś na osnutą smutkiem
twarz ojca, a z jego ciemnych oczów nie skutek było nie wyłowić zawodu z powodu
potraktowania matki przez twoją osobę
oraz najzwyklejszego współczucia z doskonale znanej wam przyczyny. Westchnąłeś
głośno, chwytając się za głowę, bowiem natłok huczących w niej myśli powodował
niesamowite oszołomienie, z którym nie potrafiłeś sobie poradzić. Cierpiałeś,
Bartoszu i wylewnie dałeś to odczuć bliskim, kiedy drzwi od twojego pokoju spotkały się z ich futryną z
ogromną siłą. Osunąłeś się plecami po ich powierzchni, a bezradność wzięła nad
tobą górę. Skryłeś twarz w smukłych dłoniach i drżałeś. Twoim ciałem wstrząsał
spazm, gdyż nie umiałeś okiełzać targających tobą emocji. Słona ciecz źrebiła
tor w twoich bladych policzkach, mocząc materiał twojej ciemnej bluzy. Z
twojego gardła wydobywał się przeciągły jęk bólu, a głowa wariowała od obrazów
przywoływanych z tej feralnej chwili. Twarz siwowłosego mężczyzny tkwiła przed
twoimi oczami. Z jego ust wydobywały się krojące twoje serce na kawałki
tasakiem słowa, które jak mantra obijały się echem po twoim umyśle, nie
pozwalając ci zapomnieć. Uderzyłeś dłonią w podłoże i wydałeś z siebie
rozpaczliwe wycie. Po chwili zaszczycałeś poduszkę tuzinem łez, powodując, iż powoli stawała się ona
coraz wilgotna. Zwinięty w kłębek wpatrywałeś się tępym wzrokiem w pobliską
ścianę, słysząc zza drzwi uspokajaną przez ojca rodzicielkę, która obijała się dłońmi
o drzwi do twojego lokum, prosząc o wpuszczenie. Wiedziałeś, że chciała cię
pocieszyć, przyciągnąć do swojej piersi i przytulić, ale nie byłeś na to
gotowy. Łaknąłeś samotności, choć twoje myśli cię zabijały. Uśmiercały z każda
minutą twoje ambicje i chęć powrotu do kadry jeszcze kiedykolwiek. Przeniosłeś
ciężar ciała na łokcie i poprawiłeś się do pozycji siedzącej, ocierając mokre
od łez policzki. Twoje kąciki ust uformowały się w nikłym uśmiechu, a nim
spostrzegłeś a w dłoniach trzymałeś drewnianą ramkę ze zdjęciem.
-Gdybyś tylko tu była to
dostałbym po łepetynie i ochrzan w gratisie.-zachichotałeś krótko, wodząc
opuszkiem palca po twarzy blondynki.
Przymknąłeś powieki i oddałeś się
krainie błogości. Nie zatopiłeś się we śnie. Zatonąłeś w zbiorze waszych
wspólnych wspomnień, w raju, do którego powracałeś non stop. Blondynka
przyodziana w biało- czerwoną koszulkę z wizerunkiem tej spoczywającej na tobie
z numerem dwadzieścia dwa spoczywała na hali w Rio de Janeiro i wpierała twoją
drużynę w drodze do walki o medale. Była z tobą podczas tak wyniosłej chwili
jaką dla sportowca były igrzyska olimpijskie. Porzuciła w kąt wszystko i
zabukowała lot do Brazylii. Pamiętałeś szklące się w jej oczach łzy oraz pięści
zaciskane w skutek frustracji, gdy w ćwierćfinale prysnęła bańska z waszymi
marzeniami o medalu. Później czułeś już tylko jej słodkie perfumy, drobne
dłonie na plecach i ciepło jej ciała, gdy wypłakiwałeś się jej w ramie. Wtedy,
w tak ciężkiej chwili była obecna. Widniała przy tobie, a teraz jej już nie ma. Nie radziłeś sobie z
jej brakiem. Potrzebowałeś jej. Powinna tutaj siedzieć i klepać cię po plecach,
rozweselać, muskać przelotnie twoje usta i podważać twoje ambicje, mówiąc abyś
się poddał, abyś rzucił to w cholerę, ale później nie żałował, że zrobiłeś to
zdecydowanie za wcześnie.
-Andżelika.- wypowiedziałeś
rozpaczliwym głosem, spoglądając ku górze.
Andżelika. To imię nie było przypadkowe. Pamiętałeś jak wygłosiłeś na
jej pogrzebie piękną mowę, iż pierwsza
cząstka jej imienia „Andżel” oznaczała to kim naprawdę była, bowiem tak, była
twoim aniołem, Bartku. Piękną, dobrą kobietą, która swoim blaskiem powaliła cię
na kolana i naprowadziła na odpowiedni tor w życiu. Robiła z tobą co chciała,
ale nie wykorzystywała tego w zły sposób. Mąciła ci w głowie, wpajając jak
strać się lepszym człowiekiem i takim przy niej byłeś. Swoim najlepszym
obliczem.
-Sara, dziecko drogie zrób coś,
bo ja się tutaj załamie!-usłyszałeś błagalny ton swojej rodzicielki.
Wtem do twoich uszu dobiegł
cichy, aksamitny głos twojej sąsiadki, która knykciem lekko uderzała w
powierzchnie drzwi, nakłaniając cię do ich otworzenia. Poderwałeś się z łóżka i
rozwarłeś je, wciągając za nadgarstek do środka dziewczynę. Zielińska oparła
się plecami o ścianę i zaplotła ramiona na piersiach, posyłając ci spojrzenie
mówiące „ co ty najlepszego wyrabiasz?”, ale gdy napotkała się na twoje oczy
jej twarz momentalnie złagodniała.
-Herbata u mnie.
Natychmiast.-nakazała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
***
Twoja klatka piersiowa rytmicznie
unosiła się i opadała. Powieki przymknięte były z powodu błogiego stanu jaki
sprowadziła na ciebie Sara, której drobne palce wczepione były w twoje włosy. Twoja głowa spoczywała na jej udach, a jej
delikatne ruchy koiły twoją stłamszoną przez kilka godzin psychikę oraz
skołatane nerwy. W powietrzu unosił się słodki aromat twojej ulubionej herbaty,
a w tle rozbrzmiewała nostalgiczna melodia Never say Never, której słowami
refrenu kierowała się Zielińska, abyś nie pozwolił swoim marzeniom odejść.
Rozwarłeś oczy i posłałeś blondynce ciepły, pełen wdzięczności uśmiech.
Odpowiedziała ci tym samym, a do ciebie dotarło, że po Andżelice była drugą
osobą, która potrafiła swoim dotykiem i obecnością cię ukoić, kiedy wewnątrz
się rozpadałeś. Wtem wiedziałeś, że musisz się jej trzymać, że to ona będzie
twoim żaglem, który nie runie, nie pozwoli ci zatonąć.
-Nie wierzę, że mnie tam nie
będzie. To jest jak jakiś koszmar.-sapnąłeś, wpatrując się pustym wzrokiem w
stolik.
-Będziesz kiedy indziej i w
równie ważnym momencie, zobaczysz.- przekonywała cię brązowooka, pocierając twoje
ramie, gdy podniosłeś się do pozycji siedzącej.
-Tego nie wiesz.- mruknąłeś pod
nosem.
-Bartek!-jęknęła pretensjonalnie,
wywracając oczami.
Oplotłeś smukłe palce wokół
jednego z jej ulubionych kubków i upiłeś łyk parującej cieczy. Z każdym
kolejnym zdawałeś sobie sprawę, że to pierwsza noc, którą spędzasz po za domem,
nie wliczając w to wyjazdów kadrowych czy klubowych. To musiało coś oznaczać,
Bartku.
🌊
Witam, witam.
Bartek cholernie przeżywa wydarzenia zeszłego rozdziału, a Sara go nie opuszcza i stara się nadstawić do wypłakania, ale też wesprzeć i dać mu solidnego kopa na przyszłość ;) Jak widać relacje owej dwójki robią się coraz lepsze :D Zobaczymy jak sobie Bartek dalej poradzi ;) Niby nic spektakularnego się tu nie dzieje, ale ta historia będzie po prostu smutna, pełna wspomnień , a także wyposażona w jeden wątek, w który jeszcze nie wkroczyłyśmy, ale to niebawem.. Także zostańcie nawet jak teraz wieje nudą :D Całuję i widzimy się jutro na Filipiaku, a tu za tydzień! ;*