wtorek, 27 sierpnia 2019

Nurt piąty


Solidnie pchnąłeś dębową fakturę drzwi, wpadając do głębi budynku zwanego twoim domem. Miałeś wrażenie, że się dusisz, że to wszystko cię przerasta i przygniata do podłoża, nie pozwalając ci  zaczerpnąć oddechu. Przytłaczały cię minione godziny i perspektywa najbliższych. Szarpnąłeś ciałem w prawo, omijając sylwetkę rodzicielki, która z rozwartymi ramionami oczekiwała twojego przybycia. Nie wybrałeś jej numeru ze spisu kontaktów tuż po selekcji ani w najbliższych godzinach po jej miejscu. Ojcu także nie miałeś zamiaru wychrypieć przez telefon złych wieści. Oni doskonale zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje za pomocą otaczających ich mediów, które huczały o sensacyjnym wyborze selekcjonera reprezentacji Polski siatkarzy. Spojrzałeś na osnutą smutkiem twarz ojca, a z jego ciemnych oczów nie skutek było nie wyłowić zawodu z powodu potraktowania matki przez twoją  osobę oraz najzwyklejszego współczucia z doskonale znanej wam przyczyny. Westchnąłeś głośno, chwytając się za głowę, bowiem natłok huczących w niej myśli powodował niesamowite oszołomienie, z którym nie potrafiłeś sobie poradzić. Cierpiałeś, Bartoszu i wylewnie dałeś to odczuć bliskim, kiedy  drzwi  od twojego pokoju spotkały się z ich futryną z ogromną siłą. Osunąłeś się plecami po ich powierzchni, a bezradność wzięła nad tobą górę. Skryłeś twarz w smukłych dłoniach i drżałeś. Twoim ciałem wstrząsał spazm, gdyż nie umiałeś okiełzać targających tobą emocji. Słona ciecz źrebiła tor w twoich bladych policzkach, mocząc materiał twojej ciemnej bluzy. Z twojego gardła wydobywał się przeciągły jęk bólu, a głowa wariowała od obrazów przywoływanych z tej feralnej chwili. Twarz siwowłosego mężczyzny tkwiła przed twoimi oczami. Z jego ust wydobywały się krojące twoje serce na kawałki tasakiem słowa, które jak mantra obijały się echem po twoim umyśle, nie pozwalając ci zapomnieć. Uderzyłeś dłonią w podłoże i wydałeś z siebie rozpaczliwe wycie. Po chwili zaszczycałeś poduszkę tuzinem  łez, powodując, iż powoli stawała się ona coraz wilgotna. Zwinięty w kłębek wpatrywałeś się tępym wzrokiem w pobliską ścianę, słysząc zza drzwi uspokajaną przez ojca rodzicielkę, która obijała się dłońmi o drzwi do twojego lokum, prosząc o wpuszczenie. Wiedziałeś, że chciała cię pocieszyć, przyciągnąć do swojej piersi i przytulić, ale nie byłeś na to gotowy. Łaknąłeś samotności, choć twoje myśli cię zabijały. Uśmiercały z każda minutą twoje ambicje i chęć powrotu do kadry jeszcze kiedykolwiek. Przeniosłeś ciężar ciała na łokcie i poprawiłeś się do pozycji siedzącej, ocierając mokre od łez policzki. Twoje kąciki ust uformowały się w nikłym uśmiechu, a nim spostrzegłeś a w dłoniach trzymałeś drewnianą ramkę ze zdjęciem.

-Gdybyś tylko tu była to dostałbym po łepetynie i ochrzan w gratisie.-zachichotałeś krótko, wodząc opuszkiem palca  po twarzy blondynki.

Przymknąłeś powieki i oddałeś się krainie błogości. Nie zatopiłeś się we śnie. Zatonąłeś w zbiorze waszych wspólnych wspomnień, w raju, do którego powracałeś non stop. Blondynka przyodziana w biało- czerwoną koszulkę z wizerunkiem tej spoczywającej na tobie z numerem dwadzieścia dwa spoczywała na hali w Rio de Janeiro i wpierała twoją drużynę w drodze do walki o medale. Była z tobą podczas tak wyniosłej chwili jaką dla sportowca były igrzyska olimpijskie. Porzuciła w kąt wszystko i zabukowała lot do Brazylii. Pamiętałeś szklące się w jej oczach łzy oraz pięści zaciskane w skutek frustracji, gdy w ćwierćfinale prysnęła bańska z waszymi marzeniami o medalu. Później czułeś już tylko jej słodkie perfumy, drobne dłonie na plecach i ciepło jej ciała, gdy wypłakiwałeś się jej w ramie. Wtedy, w tak ciężkiej chwili była obecna. Widniała przy tobie,  a teraz jej już nie ma. Nie radziłeś sobie z jej brakiem. Potrzebowałeś jej. Powinna tutaj siedzieć i klepać cię po plecach, rozweselać, muskać przelotnie twoje usta i podważać twoje ambicje, mówiąc abyś się poddał, abyś rzucił to w cholerę, ale później nie żałował, że zrobiłeś to zdecydowanie za wcześnie.

-Andżelika.- wypowiedziałeś rozpaczliwym głosem, spoglądając ku górze.

Andżelika. To imię nie było  przypadkowe. Pamiętałeś jak wygłosiłeś na jej  pogrzebie piękną mowę, iż pierwsza cząstka jej imienia „Andżel” oznaczała to kim naprawdę była, bowiem tak, była twoim aniołem, Bartku. Piękną, dobrą kobietą, która swoim blaskiem powaliła cię na kolana i naprowadziła na odpowiedni tor w życiu. Robiła z tobą co chciała, ale nie wykorzystywała tego w zły sposób. Mąciła ci w głowie, wpajając jak strać się lepszym człowiekiem i takim przy niej byłeś. Swoim najlepszym obliczem.

-Sara, dziecko drogie zrób coś, bo ja się tutaj załamie!-usłyszałeś błagalny ton swojej rodzicielki.

Wtem do twoich uszu dobiegł cichy, aksamitny głos twojej sąsiadki, która knykciem lekko uderzała w powierzchnie drzwi, nakłaniając cię do ich otworzenia. Poderwałeś się z łóżka i rozwarłeś je, wciągając za nadgarstek do środka dziewczynę. Zielińska oparła się plecami o ścianę i zaplotła ramiona na piersiach, posyłając ci spojrzenie mówiące „ co ty najlepszego wyrabiasz?”, ale gdy napotkała się na twoje oczy jej twarz momentalnie złagodniała.

-Herbata u mnie. Natychmiast.-nakazała głosem nieznoszącym sprzeciwu.



***

Twoja klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Powieki przymknięte były z powodu błogiego stanu jaki sprowadziła na ciebie Sara, której drobne palce wczepione były w twoje włosy.  Twoja głowa spoczywała na jej udach, a jej delikatne ruchy koiły twoją stłamszoną przez kilka godzin psychikę oraz skołatane nerwy. W powietrzu unosił się słodki aromat twojej ulubionej herbaty, a w tle rozbrzmiewała nostalgiczna melodia Never say Never, której słowami refrenu kierowała się Zielińska, abyś nie pozwolił swoim marzeniom odejść. Rozwarłeś oczy i posłałeś blondynce ciepły, pełen wdzięczności uśmiech. Odpowiedziała ci tym samym, a do ciebie dotarło, że po Andżelice była drugą osobą, która potrafiła swoim dotykiem i obecnością cię ukoić, kiedy wewnątrz się rozpadałeś. Wtem wiedziałeś, że musisz się jej trzymać, że to ona będzie twoim żaglem, który nie runie, nie pozwoli ci zatonąć.

-Nie wierzę, że mnie tam nie będzie. To jest jak jakiś koszmar.-sapnąłeś, wpatrując się pustym wzrokiem w stolik.

-Będziesz kiedy indziej i w równie ważnym momencie, zobaczysz.- przekonywała cię brązowooka, pocierając twoje ramie, gdy podniosłeś się do pozycji siedzącej.

-Tego nie wiesz.- mruknąłeś pod nosem.

-Bartek!-jęknęła pretensjonalnie, wywracając oczami.

Oplotłeś smukłe palce wokół jednego z jej ulubionych kubków i upiłeś łyk parującej cieczy. Z każdym kolejnym zdawałeś sobie sprawę, że to pierwsza noc, którą spędzasz po za domem, nie wliczając w to wyjazdów kadrowych czy klubowych. To musiało coś oznaczać, Bartku.

🌊

Witam, witam.
Bartek cholernie przeżywa  wydarzenia zeszłego rozdziału, a Sara go nie opuszcza i stara się nadstawić do wypłakania, ale też wesprzeć i dać mu solidnego kopa na przyszłość ;) Jak widać relacje owej dwójki robią się coraz lepsze :D Zobaczymy jak sobie Bartek dalej poradzi ;)  Niby nic spektakularnego się tu nie dzieje, ale ta historia będzie po prostu smutna, pełna wspomnień , a także wyposażona w jeden wątek, w który jeszcze nie wkroczyłyśmy, ale to niebawem.. Także zostańcie nawet jak teraz wieje nudą :D Całuję i widzimy się jutro na Filipiaku, a tu za tydzień! ;*

wtorek, 20 sierpnia 2019

Nurt czwarty


Na twoich ustach błąkał się szczery, promienny uśmiech, gdy zgromadzeni w chicagowskiej hali kibice wiwatowali z powodu waszego triumfu. Optymizmem i dumą napawał cię natomiast fakt, że to ty byłeś postacią wiodącą w walce toczącej się na terenie Stanów Zjednoczonych. Byłeś jednym z tych, którzy włożyli wiele wysiłku i serca, aby brązowy krążek zawisł na twojej jak i kolegów szyi. W takich momentach dziękowałeś sobie Bartoszu, że nie zdecydowałeś się rzucić siatkówki w kąt. Choć nie raz naszła cię myśl, aby opróżnić sporych rozmiarów szafę z klubowych jak i reprezentacyjnych strojów i upchnął je w worek na krańcu strychu, aby nie musieć ich już darzyć taką uwagą jak podczas sezonów. Westchnąłeś głośno do twoich myśli, wbijając błękitne tęczówki w kłębiaste, śnieżnobiałe chmury. Spokojne brzmienie utworu otulało twoje uszy za pomocą bezprzewodowych, czarnych słuchawek, a twoje powieki stawały się coraz bardziej cięższe, totalnie podatne na znużenie. Chwilę później zapadłeś w błogi sen z nikłym uśmiechem na ustach, bowiem ona znowu była obecna. Ponownie widniała przy tobie. Tym razem we śnie, ale nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Twój umysł tak realnie odzwierciedlał rzeczywistość w jawie sennego marzenia, że nie potrafiłeś przyczepić się choćby do detali. Twoje kąciki ust wzbiły się na wyżyny, gdy w tłumie zgromadzonych na lotnisku ludzi dostrzegłeś znajomą, drobną sylwetkę, która ledwo sięgała nad ramie stojącego przed nią mężczyzny. Mimowolnie zaśmiałeś się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową nad tym komicznym, bawiącym cię niebywale widokiem. Starałeś się jednak utrzymać powagę i zagryzałeś policzki od wewnątrz, aby głośno się nie roześmiać. Gdy mikrofon powędrował w twoje dłonie jej czekoladowe tęczówki momentalnie odnalazły twoją twarz. Podziękowałeś zebranym na krakowskich Balicach sympatykom reprezentacji Polski za miłe przyjęcie i chwilę później oplatany byłeś drobnymi ramionami. Gdy Sara oderwała twarz od twojej kadrowej koszulki ujrzałeś jej perlisty uśmiech i zgromiłeś ją morderczym wzrokiem, gdy zmierzyła drobną dłonią twoje włosy.
-Witam mikrusa.- zachichotałeś na jej oburzenie wymalowane na jakże pogodnej przed chwilą twarzy.

-Też mi coś.- prychnęła twoja sąsiadka.- Nie mnie karmili odpadali z Czarnobylu.- odwdzięczyła ci się pięknym za nadobne, na co parsknąłeś śmiechem.

-To co w drogę?-posłałeś jej nikły uśmiech.

-Gratulację, Bedni. Jestem dumna, że mój sąsiad to medalista Ligi Narodów. –oświadczyła zadowolona, lawirując obok ciebie pomiędzy tłumami ludzi.

-No proszę! Jednak oglądałaś!

-Sąsiada miałam nie oglądać?! Proszę cię!

W miłej atmosferze przemierzaliście czarnym BMW dystans dzielący was od dawnej stolicy Polski do twojego rodzinnego miasta. Zielińska podzieliła się z tobą informacją odnośnie kolacji, której organizatorką była twoja rodzicielka i postanowiła uczcić twoje zwycięstwo w boju o brązowy medal w gronie najbliższych, w tym Sary, którą zaprosiła kilka godzin temu. Posłałeś jej łagodny uśmiech, bo cieszyłeś się, że spędzisz z nią jeszcze czas tego dnia, a właściwie wieczoru, ale wewnątrz wzdychałeś nad działaniem twojej matki, gdyż obawiałeś się, że ma ona przygotowany plan, który wcieli w życie podczas posiłku i doprowadzi do twojego związku z blondynką.

***

 -Chłopcy, uwierzcie mi, ale to naprawdę trudny wybór i dokonuję go z bólem serca. Wszyscy jesteście wspaniali, ale przepisy rządzą się swoimi prawami. Dlatego też postanowiłem, że na turniej do Gdańska nie zabiorę Kuby i Bedniego. Dziękuję wam…-głos trenera obijał się o twoje uszy, ale po kwestii odnoszącej się do ciebie i środkowego zaprzestałeś się na nim skupiać.

Dałeś z siebie wszystko. Walczyłeś na parkiecie do utraty tchu. Dzięki Sarze zyskałeś nowego impulsu by zabiegać o miejsce w reprezentacji Polski, by sobie je wypracować ciężką pracą i ambicją, ale jak widać na nic się to zdało. To był dla ciebie cios, Bartoszu. Miałeś opuścić szeregi kadry Vitala Heynena przed najważniejszą imprezą w sezonie, przed walką o paszporty olimpijskie. Można powiedzieć, że po części rozumiałeś jego wybór. W końcu nie od początku sezonu przelewałeś na boisku swoje maksymalne możliwości. Jednak teraz dostałeś bodziec w postaci sąsiadki, która polubiła oglądać cię w akcji i wspierała jak dobra znajoma, można rzec nawet, że jako przyjaciółka, ale ostatnimi czasy wylewałeś z siebie siódme poty by znaleźć posadę w składzie na kwalifikacje do Tokio. Westchnąłeś głośno i lustrowałeś uważnym wzrokiem twarz starszego mężczyzny, który oczekiwał twojej reakcji, jakiegokolwiek gestu, impulsu. Skinąłeś jedynie głową, zagryzając wargę, aby powstrzymać tlące się w twoich oczach łzy. Po chwili w towarzystwie Kochanowskiego opuściłeś pomieszczenie, w którym odbywało się zebranie i trzasnąłeś solidnie drzwiami.

-Dasz wiarę, że mnie tam nie będzie?! Nie będzie mnie z chłopkami w Gdańsku, rozumiesz?!- wrzeszczałeś do słuchawki, gdy blondynka zaakceptowała próbę połączenia.

🌊
Dzień dobry! ^^
Tak wiem, że to wyżej jest trochę puste i nie ma zbyt sensu, ale jakoś nie mogłam Was zostawić drugi dzień bez rozdziału, bo wiem, że z Łukaszem sprawę zawaliłam, aczkolwiek postaram się do końca tyg coś na niego napisać i wrzucić ;) Filipiak powinien być planowo, ale jeszcze do niego nie usiadłam, także nic nie obiecuję, ale się postaram haha :D Nie zabijcie mnie za powrót do tych bolesnych dla większości z Was pewnie czasów , ale akcja jakoś rozkręcić się musi :3 Mój brak punktualności to wina Fornala, bo zamiast pisać oglądam live także wybaczcie mi to xD Całuję i do zobaczenia za tydzień, a jutro na Bartku numer dwa ;*

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Nurt trzeci


Pośród chłopaków chodź na moment mogłeś odpocząć od plątaniny myśli. Z dłońmi wbitymi w kieszenie czarnych, kadrowych spodenek przemierzałeś chicagowskie ulice, parskając co jakiś czas śmiechem na wydobywające się z ust towarzyszących ci zawodników słowa, a w szczególności żarty. Kwolek czytał na głos wymianę wiadomości z blondynką za pośrednictwem Messengera, ukazując swoje niezrozumienie w związku z kłótnią jaką wszczęła Majka  i oczekując wsparcia jego zdania ze strony pozostałych przyjmujących. Pokręciłeś z niedowierzaniem głową nad jego zaangażowaniem z jakim tłumaczył wam powód kuchni i zachichotałeś pod nosem, spoglądając wymownie na chłopaków. Fornal wzruszył jedynie ramionami i nagle zaczął bujać biodrami na boku, a po chwili całkowicie pochłonął go taniec. Roześmiany obserwowałeś poczynania 21-latka, podążając obok Łukasika, który ripostował zachowanie młodszego kolegi, aby nie robił wstydu.  Chicago tętniło życiem, a skąpane w mroku stwarzało niepowtarzalny klimat, który nadawały temu miastu smugi światła uderzające od rozmaitych budynków. Błogość wypełniała cię od czubka głowy aż po same stopy. Przymykałeś powieki i wreszcie w pełni oddychałeś, Bartku. Wszelkie problemy życia codziennego, błahostki zniknęły. Byłeś tylko stary ty. Ten wesoły, pełen optymizmu chłopak, który z osiągnięciem wysokich celów chciał połączyć zobaczenie kawałka świata. Dlatego też rozkoszowałeś się amerykańskim miastem, syciłeś błękitne tęczówki rozmaitymi widokami i zagłębiałeś się z siatkarzami w luźnej, niekiedy zabawnej rozmowie.
-Pokażmy tym Amerykanom jak się bawią Polaki cebulaki!- wydarł się nagle Huber, który dołączył do waszej czwórki. –Miłość, miłość w Zakopanem!- wydobyło się z jego krtani.

-Polewamy się szampanem!- dołączył do niego Tomek, obejmując go ramieniem.

-Jako kapitan tej zajebistej drużyny Norbercie każe ci przestać.- oświadczył z powagą Kłos, ale po chwili parsknął śmiechem. –Fornal, ty też możesz się przymknąć.

Pozostała część kadry nie ukrywała oznak rozbawienia tą sytuacją. Salwy śmiechu chłopaków, w tym także twój obijały się o budynki, niosąc echem. Po chwili znajdowałeś się w już w zaciszu hotelowego pokoju. Zza drzwi łazienki docierał do ciebie odgłos obijającego się o brodzik strumienia wody, gdyż Huber okupujący z tobą pokój zdecydował się odświeżyć. Ty w tym czasie ponownie pozostałeś osamotniony ze swoimi kołatającymi myślami. Przystanąłeś przy wąskim, lecz rozciągającym się do samego sufitu oknie i wpatrywałeś się w usypiającą się powoli metropolię. Wtem twoje refleksje przerwał krótki dźwięk wydobywający się z twojego telefonu. Wyłowiłeś go z dna kieszeni spodenek i wzniosłeś nikle kąciki ust, dostrzegając na wyświetlaczu okrągłe zdjęcie uśmiechniętej blondynki.  Najechałeś na nie opuszkiem palca i odczytałeś treść wiadomości brzmiącej „powodzenia :*”.

-Po uśmieszku zgaduję, że jakaś panienka.- skwitował środkowy, który pojawił się w pomieszczeniu jedynie w bokserkach.

-Owszem, sąsiadka.-odparłeś, chowając komórkę.

Westchnąłeś głośno i przysiadłeś na rogu łóżka, wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie. Andżelika też tak kiedyś czyniła. Przed każdym rozgrywanym przez ciebie meczem wysłała krótką wiadomość o treści „powodzenia, dasz radę, wierzę w ciebie”, dodając do tego serduszko. Ten gest ze strony Zielińskiej, to nawiązanie do twojej zmarłej dziewczyny przywołało stertę wspomnień, która zdążyła się okryć kurzem w twojej głowie i zapakować do pudełek. Poznając Młynarską nigdy nie przypuszczałeś, że będzie kobietą, która doszczętnie cię uzależni. Wsiąknęła w twoje serce jak woda w gąbkę. Nie pytała o pozwolenie, po prostu się do niego wkradła. Niezauważalnie, ale skutecznie. Jezioro Farskie. Miejsce, w którym rozpoczęła się wasza przygoda, wasze losy, ale też miejsce, w którym wszystko dobiegło końca w tak okrutny sposób. Blondynka odziana w kwiecistą, zwiewną sukienkę biegała po podłożu usłanym kamieniami, wołając roześmiana swojego psa, który był wówczas nieposłuszny. Pekińczyk o imieniu Luna rozbiegany przemierzał powierzchnię nad jeziorem, nie zwracając uwagi na swoją właścicielkę. Wtem oberwałeś znienacka gałęzią, którą kobieta chciała dostarczyć do pyska psiaka. Głowa pulsowała ci od intensywnego bólu, ale skończyło się jedynie na lekkim rozcięciu na czubku głowy. Andżelika po drodze na pogotowie, przepraszała cię trylion razy, prowadząc samochód spanikowana. Urzekała cię wtedy odrobinę swoim przejęciem, ale nic nie zapowiadało tego, że połączy was gorące, mocne uczucie. Na SOR okazało się, że niezbędne będzie szycie, ale nie byłeś na nią zły. Gdy spoglądałeś w jej oliwkowe tęczówki pełne troski czy sunąłeś oczami po lekko różowych ustach ozdobionych przez delikatny uśmiech  nie dało się na nią gniewać. Po czasie żartowaliście, że oberwałeś po głowie przez miłość. Nastało to, gdy pierwszy wasze dłonie splotły się ze sobą, a wy zdaliście sobie sprawę, że idealnie do siebie pasują. Powierzchnia twoich oczu stała się nagle szklista, a w gardle zebrała się sporych rozmiarów góra. Walczyłeś ze swoją słabością, ale jak mogłeś toczyć bój z miłością, która nadal w tobie siedziała, Bartoszu.

-Bedni, wszystko w porządku?-zapytał zmartwiony Norbert, utkwiwszy w tobie spojrzenie.

Skinąłeś głową, oddając mu niemą odpowiedź. Nie byłeś w stanie niczego z siebie wydusić. Twój umysł wciąż przysparzał ci perspektywę blondynki, która spanikowana przykładała drobne dłonie do rozchylonych ust, badając cię uważnym, rozbieganym wzrokiem. Później słyszałeś jej głos. Melodyjny, aksamitny, często układający cię do snu. Czułeś się jakby była tutaj z tobą, choć wiedziałeś, że to niemożliwe. Byłeś pewien, że wariujesz, ale nic dziwnego, Bartoszu. W końcu przedwcześnie straciłeś miłość swojego życia.

-Dobranoc.-mruknąłeś cicho w kierunku współlokatora.

-Kolorowych współlokatorze.- zachichotał Huber, układając się w łóżku z telefonem.

Ty natomiast zwróciłeś się do niego plecami, skrywając się pod ciepłą pierzyną, uprzednio pozbywając spodenek oraz koszulki. Po chwili jednak wpadłeś na lepszy pomysł. Zaledwie minutę później dosuwałeś za sobą osłonę od kabiny prysznicowej i odkręcając korek z ciepłym strumieniem wody wsparłeś się czołem o chłodne płytki, dając upust swoim emocjom. Słona ciecz błądziła po twoich policzkach, stapiając się z przeźroczystą cieczą, która spływała po twoim ciele.

   🌊
Cześć! ^^
Przychodzę troszkę wcześniej niż 12-ta, ale skoro już za trzy 11-ta miałam gotową część, bo Bartka piszę na bieżąco, to czemu by nie dodać haha :D Powiem Wam, że jest tu i nutka humoru i smutku, ale podoba mi się tu wyżej. Jestem w pełni z tego zadowolona :3 Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu ;) Za tydzień, a dokładniej we wtorek będę miała zdawkę z matmy, a raczej będę już po o tej porze, ale proszę Was trzymajcie kciuki, gdyż mam piękne plany na swoje studia połączone z siatkówką i naprawdę musi się udać! ^^ Całuję i do zobaczenia ;*( jutro o 12 na Filipiaku oczywiście :D)

wtorek, 6 sierpnia 2019

Nurt drugi


Po długim podziwianiu śnieżnobiałego sufitu beznamiętnym wzrokiem westchnąłeś głośno i poderwałeś się z miękkiego materaca, aby po chwili po wnętrzu domu rozniósł się huk zatrzaskiwanych przez ciebie drzwi. Włożyłeś w ten gest wszelkie pokłady siły i miałeś nadzieję, że dobitnie dałeś do zrozumienia rodzicielce, iż nie jesteś gotowy na patrzenie na przedstawicielki płci pięknej w perspektywie ewentualnej przyszłej partnerki oraz nadal gromadzi się w tobie irytacja spowodowana jej zachowaniem. Przymknąłeś powieki i zagłębiłeś dłonie w kieszeni dżinsów, zaciągając się łapczywie letnim, orzeźwiającym powietrzem. Lipcowe wieczory sprowadzały na ciebie ukojenie, bowiem w twoje ciało uderzał chłodny powiew wiatr, który był połączeniem rześkości oraz lekkiego strumienia ciepła, które było niczym w porównaniu do dziennego żaru jaki się lał z nieba na przestrzeni południa aż do wczesnych godzin wieczornych. Rozwarłeś oczy i wbiłeś spojrzenie przesiąkniętych błękitem tęczówek w budynek rozciągający się przed tobą. Potrzebowałeś czyjegoś towarzystwa, gdyż sam wariowałeś z natłokiem myśli, które  nagromadziły się w twojej głowie. Chciałeś też poznać Sarę, bowiem wydawała ci osobą wartą uwagi. Żal było nie skorzystać z jej zaproszenia. Tym bardziej, że była tutaj najprawdopodobniej całkowicie sama i nikogo w pobliżu nie znała. Ciekawiło cię jaka jest, co ją tu sprowadziło. Wzruszyłeś ramionami i powolnym krokiem skierowałeś się w stronę domu blondynki. Rozwarłeś furtkę, po czym pokonałeś usłaną kostką brukową ścieżkę do drzwi i nacisnąłeś dłonią na dzwonek, oczekując jej pojawienia się w progu. Podrygiwałeś stopą do rozbrzmiewającego w twojej głowie rytmu i omiatałeś przelotnym wzrokiem ogród otaczający dom. Wtem do twoich uszu dotarł szczęk zamka, a przed twoimi oczami pojawiła się dziewczyna, której twarz wychylała się zza drzwi.

-O jesteś!- twarz właścicielki lokum rozjaśnił promienny uśmiech.

-Cześć!- odwzajemniłeś jej optymizm.

Zanurzałeś się za nią w głąb domu, marszcząc lekko brwi z powodu ciemności jaka przeważała w salonie. Dwie, sporych rozmiarów świece widniały na szklanym stoliku, a gdy zbliżyłeś się do tego miejsca poinstruowany przez Sarę, by tam właśnie usiąść, do twoich nozdrzy wdarła się słodka woń pomieszana z lekką nutką cytrusów. Przez twoją głowę przewinęła się myśl, że dziewczyna źle odebrała twoją chęć poznania jej i zorganizowała randkę, tworząc tą jakże klimatyczną, romantyczną otoczkę. Momentalnie jej to nieśmiało zasugerowałeś, drapiąc się zmieszany po karku, a wtedy Sara spojrzała na ciebie rozbawiona i roześmiała się dźwięcznie, kręcąc z niedowierzaniem głową.

-Naprawdę tak pomyślałeś?!- parsknęła, zanosząc się śmiechem.- Boże! Zapaliłam te świecę, bo uwielbiam sobie tak siedzieć w ciemności i robić klimacik.- zachichotała.- Po za tym człowieku za kogo ty mnie masz?! Po wniesieniu zakupów miałam się w tobie zakochać?!- wytrzeszczyła oczy.

-Jejku, przepraszam.-  wykrztusiłeś z siebie, spuszczając głowę zawstydzony swoim stwierdzeniem.-Ja… Nie wiem czemu tak pomyślałem.- twoje salwy śmiechu obijały się o ściany domu.-Inne jeszcze szybciej się zakochują.- wzruszyłeś ramionami.

Brązowooka popatrzyła na ciebie rozchichotana, kręcąc z niedowierzaniem głową. Powędrowała do kuchni, a ty odkrzyknąłeś w jej kierunku swoje wymagania odnośnie herbaty, jaką miała przyrządzić. Rozsiadłeś się wygodnie na sofie i stwierdziłeś, że naprawdę swobodnie czułeś się w towarzystwie blondynki. Może odpowiadało za to jej podejście do twojej osoby? To, że była taka pozytywna i wesoła, a ty potrzebowałeś takiego promyczka słońca w swoim otoczeniu, aby oderwać się od tragedii, która nadal tkwiła w tobie gdzieś głęboko. Ona była słońcem, które przebiło się przez twoje ciemne chmury.  Po chwili z parującymi kubkami pojawiła się w okupywanym przez ciebie pomieszczeniu i opadła na miejsce obok ciebie, wręczając ci jedno z naczyń. Oplotłeś je smukłymi palcami i zatopiłeś wargi w gorącej cieczy, upijając jej niewielki łyk. Słodki posmak brzoskwini z domieszką mango rozniósł się po twoim gardle, pieszcząc kubki smakowe oraz wysyłając falę ciepła po twoim ciele.

-Co cię tutaj sprowadziło?- uniosłeś brew, spoglądając na jej twarz.

- Cóż… Chciałam zamknąć za sobą przeszłość.- westchnęła głęboko, bawiąc się palcami.-Trafiłam na nieodpowiedniego faceta i tak oto jestem tutaj z dala od niego. –sprecyzowała.

-Rozumiem.- skinąłeś głową.- Nie znam cię, ale wydajesz się być naprawdę w porządku, dlatego zaryzykuje stwierdzenia, ze nie wie co stracił.- posłałeś jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła.- Jesteś tutaj sama?

- Moja przyjaciółka mieszka w Zabrzu. Niebawem też się tutaj wprowadzi.-zamoczyła usta w malinowym roztworze.-A ty? Opowiedz coś o sobie, Bartku.- uraczyła cię pokrzepiającym uśmiechem.

Takim oto sposobem zagłębiłeś Zielińską w swój życiorys. Popijając smakowy napar wykładałeś jej wszystkie istotne fakty ze swoje życia, omijając szerokim łukiem opowieść o Andżelice, bowiem rana ta była nadal świeża, a przede wszystkim nie ufałeś jej, aby dzielić się z nią tak intymną historią ze swojego życia. Znaliście się od kilku godzin, a właściwie poznawaliście się. To było zbyt wcześnie na wyjawianie takich szczegółów ze swojego życia. Po godzinie rozmowy Sara poderwała się z kanapy i pognała przygotować wam coś do jedzenia. Zajadałeś się kanapkami z korniszonem oraz szynką i zanosiłeś się śmiechem, powracając wspomnieniami do zabawnych sytuacji kadrowych.

-Naprawdę ten cały Szalupa poślizgnął się na twoich majtkach i wyjebał się, uderzając głową o łóżko?!- parsknęła rozbawiona, a gdy skinąłeś głową kontynuowała.- Boże! Dziwie się, że on jeszcze żyje!

-Głupi ma zawsze szczęście, a Arczi to niepodważalny przedstawiciel tej grupy ludzi.- skwitowałeś ze śmiechem.

- Dziękuję za zaufanie i wyjawienie mi kim jesteś.- uraczyła cię wdzięcznym uśmiechem.- To zapewne trudne, bo wiadomo jak ludzie na tą patrzą…

Pokiwałeś głową nad jej słowami i dopiłeś ostatni łyk herbaty drugiego dzisiaj kubka. Zerknąłeś przelotnie na zegar widniejący na wyświetlaczu telefonu i oświadczyłeś, że się będziesz zbierał. Blondynka jak kilka godzin wcześniej odprowadziła cię do drzwi i podziękowała za mile spędzony czas, sugerując kolejną wizytę na wieczorną herbatę, która była świetnym pretekstem to rozmowy. Wsparłeś się o drzwi i ochoczo pokiwałeś głową, bowiem potrzebowałeś jej dobrej energii w swoim otoczeniu. Dziewczyna niespodziewanie przylgnęła twarzą do twojej koszulki i objęła cię drobnymi ramionami, przytulając lekko do siebie. Mimowolnie kąciki twoich ust drasnęły wyżyny, gdyż był to niezwykle przyjemny i miły gest. Odwzajemniłeś uścisk i posłałeś jej pełen ciepła uśmiech, zamykając za sobą drzwi. Sara Zielińska była kimś za kogo postawienie na swojej drodze mogłeś być wdzięczny, Bartku.

                                                                                                                                      🌊
Hello! ^^
Przychodzę do Was z kolejną częścią, ale jestem z niej mega niezadowolona, lecz nie mam siły na pisanie nowej odsłony tej części. Jakoś takie te opisy i dialogi są takie sobie, ale cóż.. Będzie lepiej mam nadzieje :3 Bartek ma naprawdę dobry kontakt z Sarą, a ona chyba też go polubiła ^^ Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;*