Otępiałym wzrokiem badałeś taflę srebrzącej się do promieni czerwcowego słońca wody. Wspierałeś się dłońmi o barierkę mostu
usytuowanego nad jeziorem, które już nie
miało prawa kojarzyć ci się z beztroską, błogością i szczęściem. To ono spowiło
twoje życie wiecznymi wyrzutami sumienia, tysiącem myśli rodzaju „ a gdyby”
oraz przesiąkającym twoją ponad dwumetrową sylwetkę intensywnym bólem, który po
mimo upływu czasu nadal był tak samo nie do zniesienia jak wtedy. W kącikach
twoich oczu nagromadziła się słona ciecz, lecz zacisnąłeś mocno szczękę, aby
powstrzymać okazanie słabości. Twoje błękitne tęczówki raczyły swoim
zainteresowaniem tylko jeden obszar wodnego środowiska. Miejsce, w którym
sylwetka blondynki zaniknęła. Uformowałeś dłonie w pięści i napiąłeś wszelkie
partie mięśni nagromadzone w twoim ciele do granic możliwości, odczuwając jak
zalewa cię fala furii, zawiści, którą darzyłeś to niegdyś ukochaną przez ciebie
lokalizację. O uszy wciąż obijał ci się jej przeraźliwy, niemiłosierny krzyk
oraz odgłos uderzania jej dłoni o lustro wody. Z odległości dało się dostrzec
bijący od jej zielonych oczu przerażający strach i błagalnie o pomoc. Wtem
sparaliżowany zastygłeś w miejscu, podrywając się z koca rozścielonego na
skupisku kamieni i wpatrywałeś się bezsilny w jej coraz bardziej zanudzająca
się sylwetkę w jeziorze Farskim. Jak na
złość, na przekór losu w pobliżu nie znajdował się zupełnie nikt. Może z
wyjątkiem starszej kobiety, która wezwała już pomoc, ale sama nie mogła podjąć
się próby ratowania twojej ukochanej, bowiem nie potrafiła pływać. Gdy szok
minął było już za późno. Wskoczyłeś do wody, ale gdy wydobyłeś jej drobne ciało
na powierzchnie, aby dostarczyć jej tlenu, a w razie czego kontynuować walkę o przywrócenie jej oddechu i akcji serca przy
pomocy RKO ratownik, który przybył na miejsce spojrzał na ciebie zbolałym
wzrokiem, oświadczając zgon. Opadłeś bezwładnie na kolana wprost na kamienie,
nie dbając o to czy przysporzysz sobie skaleczenia czy też nie. Kręciłeś
przecząco głową, stanowczo wypierając się słów mężczyzny, nie chcąc ich
zaakceptować, dopuścić do siebie. Chłonąłeś mglistym wzrokiem odzianą w białe bikini
opaloną sylwetkę Andżeliki i cierpiałeś, obumierałeś wewnątrz. Skryłeś twarz w
smukłych dłoniach i wydałeś z siebie przeciągły, stłamszony jęk, który wydostał
się z twojej krtani, z czego nie zdawałeś sobie sprawy. Słona ciecz spływała po
twoich policzkach jak rzeka, która wydobywała się z twojego złamanego serca.
Choć złamanego to mało powiedziane. Ono było rozszarpane, ledwo scalone ze
sobą, a wraz z dłuższą chwilą, gdy przez palce obserwowałeś jak jej ciało zostaje
przysłonięte przez czarny worek po prosto runęło doszczętnie, roztrzaskując
się, rozpryskując na drobne kawałeczki. Tak bardzo łaknąłeś by to był tylko realistyczny koszmar, zły sen, z którego zaraz miałeś się wybudzić. Nie dowierzałeś, że nadal jej z tobą
nie ma. Rano zerkając w spoczywający na ścianie w kuchni w rodzinnym domu
kalendarz uświadomiłeś sobie, że 15 czerwca to okrągłe 12 miesięcy, odkąd jej
zabrakło, odkąd odeszła zbyt przedwcześnie, mając jedyne dwadzieścia trzy
wiosny na swoim koncie i masę marzeń do zrealizowania, w większej połowie z
tobą w roli głównej. Strugi łez skapujące z policzka zaplamiły twoją nieskazitelnie
białą koszulkę, a aby zamaskować podpuchnięte oczy na czubek nosa wsunąłeś czarne, przeciwsłoneczne okulary. Choć wszyscy
dobrze wiedzieli, że dzisiaj obchodziłeś swoją prywatną żałobę i na nowo
przeżywałeś tragedię niczym niekończący się koszmar. Obróciłeś w palcach
sporego rozmiaru kamień i z irytacją wymierzyłeś nim w środek jeziora, chcąc
dać upust swoim emocjom. Bezsilny opadłeś na usłane kamieniami podłoże i
westchnąłeś głośno, spoglądając w niebo. Nawet czas spędzony we włoskim zespole
siatkarskim nie zesłała na ciebie choć odrobiny ukojenia. Znajdowałeś się zdała
od tego miejsca, tysiące kilometrów dalej, a mimo to każdego dnia rozpoczynałeś
poranek z myślą o tym wydarzeniu, o tym przeklętym miejscu, o tej osobie, która
warta była twojej pamięci, twojego wspominania, bowiem Andżelika Młynarska nie była zwykłą
kobietą. Ona była tą, która stopiła twoje serce, która wdarła się do niego i
zadomowiła na dobre. Była priorytetem. Była ważniejsza od wszystkiego i wszystkich, od pierwszej miłości, od
siatkówki.
-Kocham Cię, An.-szepnąłeś czule,
wpatrując się w błękitne niebo.
Byłeś pewien, że to usłyszała, że tam na górze nadal o tobie pamiętała i sprawowała nad tobą opiekę, Bartku.
Byłeś pewien, że to usłyszała, że tam na górze nadal o tobie pamiętała i sprawowała nad tobą opiekę, Bartku.
🌊
Cześć! ^^
Nie wytrzymałam presji i walki ze samą sobą odnośnie publikacji tego prologu i oto jest już dodany, ale to tak na zachętę i na kolejne części trochę sobie poczekacie :D Tą część zawdzięczać możecie whateveryouarepretty, bowiem jej nastawienie do tej historii spowodowało, że dodałam to przedwcześnie ;) Trochę krótki ten prolog, ale zdradza to co najważniejsze dla mnie, czyli ból po stracie Bartka i mam nadzieję, że udało mi się w miarę dobrze oddać jego emocje, bo było to trudne zadanie, ale ja lubię mieć pod górkę. Ogólnie to opowiadanie miało być z Huberem w roli głównej, ale siedziałam wczoraj w kuchni, a na tv ukazał się wywiad z Bednim i olśniło mnie :D " Napiszę o Tobie Bedni!" krzyknęłam i pognałam do laptopa zakładać bloga i książkę na Watt :D Także tak wygląda powstanie tego tutaj dzieła xD Całuję i do zobaczenia wkrótce Kochane! ;*
PS: Wpadajcie na Kamila i Mateusza z Tomkiem !